Kobiety stosunkowo od niedawna mają prawo do własnych pieniędzy, a od 1921 r. mogą zarządzać własnym majątkiem. To kobiety (najczęściej) biorą urlopy wychowawcze i macierzyńskie i pracują w niepełnym wymiarze godzin, aby zajmować się domem i dziećmi. To kobiety, najczęściej, boją się rozmawiać o pieniądzach i to kobiety są częściej narażone na biedę.

Artykuł napisany na podstawie książki, którą napisała Martyna Kaczmarek „FeMYnizm – dlaczego potrzebujemy feminizmu?”.

Autorka: Ewelina Mikołajczyk

1. Feminizacja biedy.

Rozdział Finanse w książce Martyny Kaczmarek dał mi dużo do myślenia. Dodatkowo, jest to mój drugi ulubiony rozdział, a jednocześnie rozdział, po którym siedziałam bardzo… zdenerwowana.

„Feminizacja biedy to mechanizm, który sprawia, że dziewczynki i kobiety są statystycznie bardziej niż chłopcy i mężczyźni narażone na to, że popadną w biedę” – słowa dr Izabeli Desperak i dr Magdaleny Rek-Woźniak, które w swojej książce przytoczyła Martyna Kaczmarek. Znałam je wcześniej i wiele razy się nad nimi zastanawiałam. To są słowa, które nie zostały rzucone na wiatr i mają odniesienie do otaczającej nas rzeczywistości. Jedno z badań Europarlamentu mówi, że 24.7 % kobiet w Polsce jest zagrożona biedą. Przyjmując, że mamy w Polsce 20 milionów kobiet (luźne założenie) to wychodzi prawie 5 mln. W „feMYniźmie” przeczytamy, że 62% dorosłych beneficjentów działań Szlachetnej Paczki to kobiety. To nasza smutna rzeczywistość.

„Niech kobieta idzie do pracy i zobaczy jak ciężko jest pracować”, „siedzi w domu i nic nie robi, a potem się dziwi” – nie powiem co mi się dzieje, jak czytam takie wypowiedzi. Zaznaczę, że nie wrzucam wszystkich do jednego worka, bo wiem, że komuś może się nie chcieć pracować, niezależnie czy to kobieta czy mężczyzna. Jedną z przyczyn może być lenistwo, które nie jest obarczone żadną dysfunkcją czy chorobą. Tylko podejrzewam, że to może być 1% wszystkich osób. A co z resztą? Kobiety wykonują domowe obowiązki, zarządzają budżetem domowym, dbają o zakupy, sprzątanie, gotowanie, opiekę nad dziećmi czy osobami z niepełnosprawnością. To nie jest „nic nie robienie”. To ciężka praca.

W telewizji leci taki program jak „Nasz nowy dom”. Moja mama i teściowa bardzo go lubią i chcąc nie chcąc zdarza mi się to oglądać. Obejrzałam kilka odcinków, więc nie wiem jak to się ma do całości, ale
najczęściej wybieraną rodziną jest kobieta z dziećmi lub kobieta z dziećmi i rodzicami/dziećmi swojego rodzeństwa. I ta kobieta nie pracuje, nie dlatego, że nie chce. Nie ma na to czasu, ponieważ zajmuje się domem (w miarę swoich możliwości), wychowuje dzieci i opiekuje się schorowanymi członkami swojej rodziny. I tego nie wiedziałam, ale to badanie przytoczyła Martyna Kaczmarek, że 93% osób, które wychowują samotnie chore dziecko lub osobę z niepełnosprawnością, to kobiety. Ja wiem, że program/serial musi być „klikalny”, a smutne historie trafiają do widzów, naprawdę rozumiem, jak to działa. Tylko że w tym przypadku, mamy prawdziwe rodziny i prawdziwe badanie, które potwierdza tą zależność.

2. Praca zawodowa.

Niepełny wymiar godzin, urlopy wychowawcze, urlopy macierzyńskie, niższy wiek emerytalny. To są piękne rzeczy…ale tylko z nazwy. Niestety, nijak się mają do godnego życia kobiet po zakończeniu drogi zawodowej.

W społeczeństwie istnieje przekonanie, że to kobieta powinna zajmować się domem, opiekować się dziećmi, a w razie potrzeby nawet rezygnować z pracy. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Jeśli jest to świadomy wybór kobiety – super. Gorzej, jeśli kobieta jest do tego przymuszona. Pozwólcie, że zacytuję Martynę Kaczmarek: „Obowiązki opiekuńczodomowe sprawiają, że 30% kobiet świadczy pracę w niepełnym wymiarze godzin, odkładając mniejsze składki na ZUS i mając mniej w portfelu. Pojawiają się dzieci, pojawia się też urlop rodzicielski (w 80% płatny) oraz bywa, że wychowawczy (niepłatny). Mamy niższy wiek emerytalny, przez co odkładamy mniej na emeryturę i żyjemy średnio dłużej. To wszystko sprawia, że kobiety w Polsce aktualnie otrzymują o około 1000 PLN niższą emeryturę niż mężczyźni. I nie otrzymują jej nie dlatego, że pracowały mniej czy krócej. Pracowały mniej i krócej zarobkowo. (…) na
nieodpłatnej pracy kobiet stoi nasza gospodarka.”

Nie zliczę, ile razy rozmawiałam na tematy polityczne i mówiłam, że wiek emerytalny jest niesprawiedliwy. Zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Pozwólcie, że teraz skupię się na kobietach. Kobieta może iść szybciej na emeryturę i zajmować się wnukami! To mój znienawidzony tekst. Świetnie, ale ta kobieta wychowała już swoje dzieci i nie musi wychować kolejnych. Ta kobieta ma w końcu czas odpocząć, a do tego, niestety,
potrzebne są pieniądze. I wiecie, to nie chodzi od razu o podróż dookoła świata i pięciogwiazdkowe hotele. Mam na myśli godne życie, bez obaw o podstawowe produkty czy lekarstwa. Tak wygląda rzeczywistość polskich kobiet w wieku emerytalnym – jest pełna obaw.

Luka płacowa to temat rzeka. Jest wiele badań, wiele artykułów, jest post na Instagramie Martyny Kaczmarek, temat jest poruszony w książce. W skrócie: 16.8%. O tyle kobieta zarabia mniej od mężczyzny (te same stanowisko i te same kompetencje). Aby finansowo „dogonić” tego mężczyznę, to kobieta musi pracować 61 dni dłużej. Przyczyn tego zjawiska jest wiele: kara za macierzyństwo, patriarchalne przeświadczenia pracodawców do awansowania kobiet, wychowanie kobiet na „grzeczne dziewczynki” bez odwagi do negocjowania warunków zatrudnienia, przeświadczenie, że rolą kobiety jest opieka nad domem i dziećmi. I tak jak pisała Caroline Criado Perez „Nie ma kogoś takiego jak kobieta, która nie pracuje. Jest tylko kobieta, która za swoją pracę nie otrzymuje wynagrodzenia.”.

3. (Nie)równości.

Te wszystkie nierówności dotyczą również mężczyzn. To mężczyźni są psychicznie obciążeni finansowym utrzymaniem rodziny, mogą mieć gorszy kontakt z dziećmi, nie uczestniczą aktywnie w domowym życiu.
Mężczyźni prawie wcale nie biorą urlopów rodzicielskich (to tylko 0.8% z danych na 2018 r.). Bardzo często mężczyzna boi się zarabiać mniej niż partnerka, bo będzie „mało męski”. W życiu nie słyszałam większej bzdury.

Jestem pewna, że wiele kobiet nieaktywnych zawodowo chciałoby pracować, ale nie może, bo co będzie z domem i dziećmi? Wszystko da się zrobić. Organizacja życia rodzinnego nie jest wcale tak trudna, wszystkie obowiązki powinny (!) być dzielone na co najmniej dwie osoby, bo gospodarstwo domowe tworzą wszyscy domownicy. Istnieją przedszkola i żłobki. Z tego co wiem, to miasta wykupują miejsca w prywatnych przedszkolach, po to, aby odciążyć finansowo rodziców. Nawet jeśli „pensja kobiety” miałaby iść na takie opłaty – warto, ponieważ zdrowie psychiczne i komfort jest najważniejszy. Szczęśliwa i pozbawiona kompleksów mama, to szczęśliwa kobieta. Nie chcę „wrzucać” wszystkich osób do jednego worka, ponieważ wiem, że są sytuacje, kiedy naprawdę rodziny nie mają wyjścia i jedna z osób nie może pracować.

Odpowiedzialność za byt rodziny jest czymś szczególnie ważnym w dorosłym życiu. Są różne sytuacje i czasem jedynym wyjściem jest, aby jedna osoba (najczęściej kobieta) została w domu.

Aktualnie zarabiam mniej niż mój mąż i sama miałam z tego powodu jakieś kompleksy (tak, potrafię mieć dziwne myśli na tematy (dla mnie) naturalne). Mój mąż powiedział, że nie ma takiej sytuacji, że zarabiam
mniej, bo zarabiamy razem. Ja gotuję, a on może pracować. Ja pracuję, on robi prasowanie. Uzupełniamy się i dzięki temu razem pracujemy na to co mamy, niezależnie od tego, na które konto wpływa wynagrodzenie. Podobnie będzie z wychowaniem naszego potencjalnego dziecka. Ja je urodzę, to logiczne. Tylko, że będziemy wychowywać je razem i dzielić się opieką i pracą (niestety, działalności gospodarcze nie mają urlopów wychowawczych). Jesteśmy równi.